Jejku, jejku mówię Wam jaki rejs za sobą mam…
07 05 2010
…czyli reportaż z rejsu rodzinnego po M. Jońskim, Grecja – lipiec '2001
Dżdżysto i zimno za oknem. Niedługo pierwszy śnieg, potem Gwiazdka, ferie szkolne i wyprawa na narty gdzieś w góry. To typowy jesienno-zimowy scenariusz w Polsce. Listopad-grudzień, a zwłaszcza okres między świąteczny to najlepszy czas na planowanie letniego rejsu. Nam się marzą ciepłe morza, ale na początek może jakieś bardziej realne, bliższe niż te z powieści Jacka Londona.
Wybór pada na Grecję i M. Jońskie. Będzie to nasz 9-ty rodzinny sezon żeglarski, a morski – drugi z kolei. Wcześniejsze nasze doświadczenia to samodzielny rejs po wyspach i zatokach M. Egejskiego i oczywiście mazurska żegluga szuwarowa. Poprzednią wyprawę po Zat. Sarońskiej i Argolidzkiej zaplanowałem precyzyjnie, co odwzajemniło nam się wspaniałymi i niezapomnianymi wrażeniami oraz bezstresową żeglugą. Było to zasługą wspaniałej 2-rodzinnej załogi (4-osoby dorosłe i 3-dziewczynki w wieku 8-11 lat) i „naszego” 36-stopowego, 3-kabinowego Oceanisa 351. Właściwy dobór jachtu do pływań rodzinnych jest niezwykle istotny, dlatego rekonesans i rezerwację rekomenduję dokonywać możliwie jak najwcześniej tj. listopad-luty. Wtedy uzyskamy dodatkowe rabaty, zmniejszające budżet oraz jacht z oczekiwanym przez nas wyposażeniem. Pragnę podkreślić, że nie warto łakomić się na atrakcyjne oferty „pierwszych, lepszych” nie sprawdzonych firm czarterowych, co może grozić co najmniej zmarnowanym urlopem. Polecam nasze krajowe firmy specjalizujące się w czarterach na morzach Grecji, Chorwacji czy Turcji.
Przy doborze jachtu należy zwrócić szczególnie uwagę na bezpieczeństwo żeglugi, łatwość manewrowania i obsługi, przestrzeń życiową pod i na pokładzie, zapas słodkiej wody i paliwa. Moim marzeniem był jacht większy i bardziej komfortowy niż poprzednio. Tym razem wybór padł na kolejny produkt stoczni Beneteau – 42-stopowego, 4-kabinowego Oceanisa 411 Clipper wyposażonego w rolowaną genuę i grota, elektryczną windę kotwiczną, GPS+chart plotter, Navtex, autopilota i koniecznie bimini top (jako niezawodna osłona przeciw słoneczna). Już w styczniu '2001 zaprzyjaźniona firma czarterowa Punt z Warszawy w pełni potwierdziła moje oczekiwania, podając wdzięczne imię jachtu Christ. Tak wczesna zaliczkowana rezerwacja daje 10% rabatową korzyść. Jacht już mam, teraz pozostaje skompletować tylko! załogę. Każdy, kto organizował rejs wie, jak trudno dobrać 'współpływaczy” z pół-rocznym wyprzedzeniem. Po szybkiej wymianie informacji pocztą pantoflową pomiędzy znajomymi, udało nam się doprowadzić do skompletowania dodatkowych dwóch rodzin, które dobrze znaliśmy, aczkolwiek nigdy razem nie pływaliśmy. Dodatkowo pojawił się jeden problem – najmłodsza załogantka w chwili rozpoczęcia rejsu będzie miała 5-miesięcy. Niektórzy pukali się w głowę na samą myśl o niemowlaku na pokładzie, ale ja postanowiłem przeprowadzić swoisty eksperyment, zwłaszcza, że pozostałą część załogi również stanowiły dzieci w wieku 8, 11 i 13 lat. Ostatecznie załoga składa się z 3-małżeństw i 4-dzieci, razem 10-osób. Jest już wiosna i nareszcie zbliża się termin wakacji. Pozostaje decyzja co do sposobu podróży do portu wyjścia – Lefkady. Z mojego wieloletniego, podróżnego doświadczenia wynika, że corocznie w okresie wiosennym jakieś linie lotnicze oferują promocje. Tak było i tym razem. Koszt biletu LOT’owskiego w klasie Economy Warszawa-Ateny-Warszawa wyniósł ekwiwalent 185 USD dla osoby dorosłej i 70% dla dziecka. Podróż do Aten też, już mieliśmy z głowy, pozostał 400 km odcinek Ateny lotnisko – Lefkada marina. Przy załodze 10-osobowej najszybszym i najbardziej komfortowym (upały) środkiem transportu okazał się minibus, również zarezerwowany przez firmę czarterową i jej greckiego partnera Prime Yachting. Jest to kolejny dowód na to, że nie koniecznie należy wypływać z mariny Kalamaki w Atenach. Daje to możliwość lepszej eksploracji wybranego akwenu. Tak więc wstępny budżet w przeliczeniu na rodzinę, bez kosztów pobytu, wyniósł: 2-tygodniowy czarter jachtu wraz z ubezpieczeniem kaucji ok. 5.200 PLN, podróż samolotem tam i z powrotem poniżej 2.400 PLN (w zależności od rodziny), podróż minibusem w obie strony poniżej 1.000 PLN. Razem ok. 8.600 PLN (nie ukrywam, że również dzięki korzystnym kursom PLN/EUR), co daje ok. 2.900 na „statystycznego” załoganta. Czy jest to dużo, czy mało pozostawiam Czytelnikom do oceny. Z moich uprzednich doświadczeń wynika, że budżet ok. 400.000 GRD (co stanowiło ekwiwalent ok. 4.000 PLN) ze znacznym zapasem wystarcza na 2-tygodniowe wyżywienie i inne uciechy 3-osobowej rodziny. Tak i było tym razem. Tyle ekonomii.
Celem dobrego zaplanowania rejsu po wodach greckich polecam locję Greek Water Pilot 7-edycja (lub Ionian Water Pilot) Roda Heikell’a oraz mapy Imray-Tetra, a dla zapaleńców ręcznego GPS’a celem uprzedniego naniesienia pozycji planowanych odwiedzin kotwicowisk i portów. Przy nieznanym, odwiedzanym po raz pierwszy akwenie daje to poczucie komfortu i bezpieczeństwa, jak również lepszego planowania dziennych tras (w Grecji raczej pływa się za dnia, a wieczorem biesiaduje w tawernie). Wypływamy z Lefkady jeszcze w sobotę 30 czerwca (nigdy w piątek ani poniedziałek, zgodnie z przesądami żeglarskimi; nie należy również wpisywać portu docelowego przed zakończeniem rejsu) aby uniknąć noclegu w głośnej i zatłoczonej marinie. Docieramy baksztagiem 3-4 B do blisko położonej, uroczej zatoczki Aheni na wyspie (nisos) Meganisi.
Tu się okazuje, że jako jedyna przejdzie chrzest morski 5-miesięczna Sonia (jedyna bez stażu morskiego). Nie mamy również kandydata na Prezesa (wtajemniczeni wiedzą, co to znaczy), więc czekamy dalej na silniejsze wiatry. Po „podładowaniu baterii” płyniemy, przy niezwykle korzystnym wietrze NW 5-6 B, na wyspę Odyseusza – Itakę (Ithaki). Podczas niespełna 8-godzinnego „przelotu” ustanawiamy pierwszy rekord prędkości naszego jachtu – 7,3 węzła. Wpływamy do malowniczej zatoki (kolpos) Aetou i na noc stajemy w pocie Vathi. Tu po raz pierwszy spotykamy dużą brytyjską flotyllę Sunsail’a. Kotwicząc należy pamiętać o silnych szkwalistych wiatrach spadowych. Najlepszą (najskuteczniejszą) kotwicą jest kotwica Bruce’a lub pługowa CQR, „szuwarowego” Danforth’a raczej stosuje się jako 2-gą lub zapasowa kotwicę. Następny dzień w rejsie na wyspę Kefallinię przynosi kolejny 8,0 węzłowy rekord prędkości, przy wietrze NE/E 6-7 B. Jesteśmy oczarowani wspaniałą żeglugą, jak dotychczas ani śladu leniwych greckich flaut. Przy silnej ponad 3-metrowej dobijającej fali stajemy w porcie Poros, dającym schronienie w niewielkim, ale dość dobrze osłoniętym od fal basenie portowym. Po raz kolejny zachwyca pomruk niezawodnego 50-konnego diesla (to właśnie oznacza bezpieczeństwo). Dopiero trzeci dzień żeglugi, a my zbliżamy się do celu naszej wyprawy – wyspy Zakinthos. Tu pozwolę sobie na dygresję leksykalną. Ze względu na alfabet grecki istnieje wiele form zwłaszcza nazw własnych (równocześnie używanych) anglo- lub łacińsko-języcznych. Również locja Heikella jak i mapy Imray-Tetra, a na hotelowych napisach skończywszy, podają różne wersje tej samej nazwy np. ??????? (???????) = Lefkada, Levkas, Lefkas.
Zwiedzanie Zakinthos zaczynamy od północy tj. Błękitnych Grot. Na noc stajemy w malutkim, charakterystycznym (u wejścia mała wysepka z ruinami cerkwi) porcie Ay Nikolaos, którego nabrzeże powstawało dosłownie na naszych oczach. Tu spotkaliśmy po raz pierwszy samotnego fińskiego żeglarza (żeglował od 7-tygodni, a teraz czekał na żonę i wnuki), którego zaprosiliśmy na wspólną kolację do tawerny. Następnego dnia o 9 rano wypłynęliśmy całą załogą kutrem rybackim (nie polecam własnego jachtu, czy pontonu gdyż jachtem żaglowym nie da się wpłynąć ze względu na maszt a ponton po pierwsze był zbyt mały by pomieścić wszystkich a po drugie niebezpieczny ze względu na fale przybojowe i znaczny ruch tripper’ów) na zwiedzanie słynnych Błękitnych Grot. Zdecydowanie Znajomość akwenu i okolicznych grot przez autochtonów zaowocowała w atrakcyjnej eskapadzie połączonej z nurkowaniem. Niezapomniane, podwodne wrażenia zarejestrowaliśmy wyłącznie w naszej pamięci, gdyż nie posiadaliśmy sprzęt umożliwiającego zdjęcia podwodne. Po południu ruszyliśmy w dalszą drogę – do głównego portu wyspy o takiej samej nazwie – Zakinthos. Port jest bardzo dobrze osłonięty, ale charakteryzuje się znacznym ruchem promów i wycieczkowców. Keja dla jachtów jest na tyle oddalona od ulic miasta, że wieczorny zgiełk kafejek nie zakłócał snu. Następny upalny dzień spędziliśmy na raczej leniwej żegludze w stronę zatoki Lagana, jej południowego-wschodniego przylądka Yerakas i zatoczki o tej samej nazwie słynnej z lęgowisk żółwi. Locja i mapy zachęcały do postoju na noc, jednakże w praktyce okazało się, że w tym roku zabroniono stawania na kotwicy w zatoce ze względu na rządowy program ochrony żółwi. Skierowaliśmy się do Ormos Keri na W od Yerakas. Po drodze stanęliśmy na uroczą kąpiel przy wyspie-żółwiu Marathonisi. Wrażenia z nurkowania (snorkelling) wspaniałe, doskonała widoczność w grotach. Po zbliżeniu się do małego rybackiego portu Keri okazało się, że jest on przepełniony a i głębokości były niewystarczające do manewrowania naszym „krążownikiem”. Tam z przerażeniem zauważyliśmy, że jacht lada moment wpłynie na wystającą skałę, której wcześniej nie zauważyłem. Jędrek będący „na oku” poinformował nas, że to nie skała, lecz wielki żółw morski. Po raz pierwszy z bliska i w naturze wszyscy przyjrzeliśmy się uważnie temu pięknemu „starcowi”. Zajęci wypatrywaniem żółwi, nie zwróciliśmy uwagi na to, że wiatr „zdechł” i słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Tak więc udaliśmy się na silniku na poszukiwanie lepszego miejsca na noc. Już w odległości ok. 2 Mm rzuciliśmy kotwicę na głębokości 2,5 m w następnym małym porciku rybackim Port Lagana. Tam po raz kolejny mieliśmy spotkanie z żółwiami, które wynurzając się z wody sapały jak starzec. To miejsce okazało się punktem zwrotnym naszej wyprawy.
Od tej chwili rozpoczęliśmy powrót. Początkowo wiatr nam nie sprzyjał i musieliśmy halsować się na słabym wietrze 2-3 B, jednakże prędkość wynosiła w bajdewindzie ok. 4-5 w. Zdarzały się halsy aż pod sam Peloponnisos, uroczy zamek Kastron Torneze. Przed południem wiatr stężał do NW 6-7 B, fale z czasem urosły do 3 m, co uczyniło z halsówki jazdę jak po muldach. Jacht kołysał się „na dzięcioła” waląc dziobem o wodę i rozbryzgując ją aż po kokpit. Najmłodsza załoga dzielnie śpiewała szanty, a także „Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal…” Czas zaczął nam się dłużyć, ale ok. 2300 znaleźliśmy się ponownie na trawersie Poros na wyspie Kefallinia. Tuż przed nami dwa mniejsze (30-stopowce Sun Sail’a) jachty zrezygnowały z wejścia do portu po ciemku (główki portu i keja były oświetlone) i przy tak dużym zafalowaniu. Dodatkowo adrenaliny dodawał kamienny pirs i stosunkowo mały basen portowy, wypełniony po brzegi. Chwilę później staliśmy wzorowo na kotwicy, popijając retsinę na uspokojenie. Kolejna wyspa na trasie powrotnej to Atokos. Kolejna kąpiel na kotwicy w Zatoce Jednego Domu (One House Bay) oraz zakup ryb na obiad dla całej załogi od rybaków za 6.000 GRD (ok. 60 PLN). Po obiedzie płyniemy na odległą o 8 Mm wyspę Kastos. Wspaniały wieczór, spotkaliśmy poznane wcześniej załogi holenderskie i angielskie. Kolejny dzień – błyskawiczny przelot baksztagiem NW 5-6 B na stały ląd do portu Astakos. Potworny upał daje się nam we znaki, całe przedpołudnie spędzamy w wodzie, na plaży i pod prysznicem. We wszystkich dotychczasowych portach doświadczyliśmy silnych wiatrów katabatycznych (spadowych), tak było i w tym przypadku. Z przerażeniem obserwowaliśmy 2-osobową załogę „walczącą” na jachcie z dwoma linami kotwicznymi, plącząc je niemiłosiernie. Wydało mi się nieetyczne filmowanie kamerą całego zdarzenia, tak więc ruszyliśmy z pomocą. Popołudniowym celem wędrówki okazało się Kalamos na wyspie Kalamos. Następnego dnia, rankiem ruszyliśmy ku północy, zawijając na kąpiel do Porto Leone na Kalamos.
Wczesnym wieczorem dotarliśmy do portu Sivota na Lefkadzie, gdzie biesiadowaliśmy w tawernie na keji przy wspaniałej kolacji. Ukoronowaniem wieczoru była nocna impreza w klubie vis-a-vis naszego jachtu, gdzie ponownie spotkaliśmy znajomych Holendrów i Anglików. Był to najwspanialszy port z dotychczas odwiedzanych (jak się okazało później w całej naszej wyprawie). Czas się kurczy, a my ruszamy do Tranquil Bay i Nidri, po drodze odwiedzając Skorpios – prywatną wyspę rodziny Onassisów. Przy okazji opływamy również wysepkę Skorpidhi. Pobyt w Nidri nie należy do najbardziej udanych, ze względu na zgiełk i znaczny ruch turystów na lądzie i wodzie. Odczuwa się już bliskość cywilizacji. Trzynastego dnia żeglugi wracamy do punktu wyjścia – portu Lefkada na Lefkadzie. Rzucamy w tym rejsie po raz ostatni kotwicę i stajemy na cumach przy keji miejskiej, nieopodal biura Prime Yachting. Rejs dobiegł końca, ale podróż jaeszcze nie. Czeka nas 400 km lądowy odcinek Lefkada-Ateny, który tym razem przemierzamy w iście ekspresowym 6-cio godzinnym (wliczając prom przez Kanał Koryncki) tempie i bez żadnych już przygód.
Miejsca szczególnie godne odwiedzenia: Ormos Atheni (38°40’N, 20°48’E) – Nisos Meganisi, Vathi (38°22’N, 20°43’E) – Nisos Ithaki, Ay Nikolaos (38°54’N, 20°42’E), Ormos Lagana (37°43’N, 20°52’E) – Nisos Zakinthos, One House Bay (38°29’N, 20°49’E) – Nisis Atokos, Nisos Kastos (38°34’N, 20°55’E), Nisos Kalamos (38°37’N, 20°56’E), Sivota (38°37’N, 20°41’E) – Nisos Levkas
Autor: Piotr Dauksza
Warszawa, 2001-11-04
Posty w kategorii
Moja Chorwacja czyli Rejs 2010 i 2012 (cz.2)
Trogir – Vis – Bisevo – Hvar – Korcula – Brać – Trogir Tym... więcej »
zobacz więcejBavaria 45 zimą – pierwszy rejs
Zimowy przelot z Lublany (Słowenia) do Trogiru (Chorwacja). Był początek grudnia. Kiedy dojeżdżaliśmy późnym... więcej »
zobacz więcejWyspy Kanaryjskie „Havaje Europy”
Kontynuując opływanie świata z przyjaciółmi aktywnie spędziliśmy tzw. długi weekend majowy. Tym razem rejonem... więcej »
zobacz więcej