Instruktor Maciek. Ma niezwykle trudne zadanie. Co tydzień od nowa ogarnąć nową ekipę rozwydrzonych nowicjuszy i zrobić z nich zgraną załogę. Nikomu nie zrobić krzywdy, wszystkich wykierować na ludzi. Szaleńców okiełznać, nieśmiałych zachęcić. Zrealizować bardzo napięty program dysponując w gruncie rzeczy niewielkim zasobem środków dyscyplinujących (przeciąganie pod kilem niestety nie jest przewidziane w umowie). Nie wiem, jak mu się to udaje, ale udaje się zupełnie nieprawdopodobnie. Ma kapitańską charyzmę i to bardzo dobrze temu kursowi służy: im bardziej wiadomo, kto tu rządzi, tym bardziej można sobie pozwolić na atmosferę luźną i przyjacielską. I tak właśnie było – w siedem dni zaprzyjaźniliśmy się wszyscy: z Maćkiem i między sobą.