Bavaria 45 zimą – pierwszy rejs
06 02 2011
Następnego dnia sytuacja śniegowa w Lublanie nie uległa poprawie, ale na szczęście z każdym kilometrem w kierunku słoweńskiego wybrzeża pogoda się poprawiała a śnieg znikał. Koper powitał nas już całkiem wysoką, jak na tą porę roku, temperaturą i lekkim deszczem.
W porcie czekała na nas zupełnie nowa Bavaria 45, którą mieliśmy przeprowadzić do Trogiru. Obok naszego jachtu cumowała równie nowa Bavaria 37, którą dwuosobowa szwedzka załoga przygotowywała na przelot do Turcji. Prognozy nie były sprzyjające, dlatego nasi sąsiedzi postanowili poczekać na poprawę pogody. My nie mogliśmy sobie na to pozwolić ograniczeni krótkim urlopem. Wieczorem, po ciężkim dniu pracy, byliśmy gotowi do wypłynięcia. Naszym najbliższym celem był Poreć w północnej części Istrii.
Podczas pierwszej nocy załoga składała się tylko z dwóch osób. Trzecia musiała przeprowadzić nasz samochód przez granicę, gdzie następnego dnia odebrać miał go wynajęty kierowca. Początkowo wiatr wydawał się być sprzyjający, jednak z każdym kwadransem jego siła rosła osiągając siłę 35 węzłów. Po wyjściu na otwartą wodę, nie tylko wiatr ale również wysoka fala zaczęła nam dokuczać. Postanowiliśmy zawrócić i schronić się na noc w malowniczo położonym Piranie. Jednak po dopłynięciu do główek portu zauważyliśmy wysokie na kilka metrów pióropusze wody powstałe na skutek rozbijania się fal o nabrzeże. Sam port wydawał się być dobrym schronieniem, ale wejście z falą w jego główki nieco nas stresowało. Nie wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja w środku i ze względu na późną porę nie mogliśmy liczyć na pomoc przy cumowaniu. Postawiliśmy poczekać na powrót „wsparcia lądowego”, czyli naszego trzeciego załoganta. Godzinę później udało nam się bez większego problemu wpłynąć do portu, w którym niestety fale robiły trochę zamieszania.
Przed zaśnięciem zwiedziliśmy Piran, który okazał się być wyjątkowo ładnym miastem. Wąskie, brukowane uliczki Starówki, czerwone dachy domów na tle morza oraz górujący nad miastem kościół św. Jerzego wraz z wysoką dzwonnicą sprawiają, że miejsce to przywodzi na myśl Dubrownik.
Rano nastąpiła zmiana planów. Postanowiliśmy zmienić port wejścia w Chorwacji na Umag. Żegluga do Poreć trwałaby o dwie godziny dłużej, a koniecznie musieliśmy przejść przez wszystkie procedury celne w ciągu jednego dnia. Czas nie był naszym sprzymierzeńcem.
Odprawa nowego jachtu w Chorwacji to zadanie dla osób o silnych nerwach i dużej cierpliwości. Szefowa policji na samym początku pokazała kto w Umag rządzi. Przypomniały się nam stare czasy z naszego kraju. Po całodziennych zmaganiach z biurokracją i opłaceniu dziesiątek opłat i zezwoleń, możemy płynąć. Początkowo nadal w dwie osoby, ale późnym popołudniem dołącza do nas Jarek, któremu udało się odstawić samochód do Poreć. Naszym celem, pomimo późnej pory, jest Pula. Wieczorem wiatr wzmaga się do 25 węzłów i nie chce ucichnąć nawet podczas wejścia do ukrytej w głębokiej zatoce mariny. Na szczęście, podczas manewru cumowania na chwilę wiatr przycicha. Jesteśmy zmęczeni i nikt już nie myśli o nocnym wypadzie i zwiedzaniu starówki w Puli.
Ranek wita nas lekkim deszczem. Niestety nie mamy czasu na przeczekanie i wychodzimy z portu. Przez następną godzinę ciężkiej próbie poddane zostały nasze sztormiaki. Lekki deszczyk zamienia się w oberwanie chmury. Tego dnia zapadła decyzja o rozstaniu się z moim wysłużonym 20 letnim Henrym Loydem. Reszta dnia okazała się już dużo przyjemniejsza, tak że w pełni mogliśmy cieszyć się z prędkości rozwijanej przez nasz jacht. Dzień kończymy o 2.00 w nocy w zatoce Soline na Pasmanie, gdzie w czasie lata Ivica i Silvana prowadzą swoją rybną knajpkę. Szkoda, że lato dawno się skończyło … Następnego dnia, jeszcze przed zmrokiem docieramy do Trogiru.
W sumie nasz rejs, podczas którego przepłynęliśmy ponad 220 mil, trwał cztery dni. Pierwszego przygotowywaliśmy jacht do przeprowadzenia, drugiego zmagaliśmy się z chorwacką biurokracją, na dotarcie do Trogiru potrzebowaliśmy kolejnych dwóch.
Pierwsze wrażenie jakie zrobił na nas jacht nie było najlepsze. Bardzo wysoka burta, niezbyt ładne prostokątne okienka, nadbudówka jak w czołgu oraz design wnętrza trochę słabszy w porównaniu z innymi Bavariami. Znaleźliśmy jednak i dobre strony tego jachtu. Projektant najwidoczniej doszedł do wniosku, że na ciepłych wodach spędza się więcej czasu w kokpicie niż pod pokładem. Bavaria 45 posiada ogromny kokpit z imponujących rozmiarów otwieraną platformą kąpielową. Nie da się tego porównać z żadnym innym jachtem na którym pływałem. Skrajnik dziobowy i ogromnych rozmiarów bakista pod podłogą kokpitu pomieści więcej niż komplet odbijaczy i cum. Sternik ma do dyspozycji rozkładane z części podłogi podpórki pod nogi, przydatne podczas przechyłów. Wewnątrz znajdują się cztery kabiny z kojami na jednym poziomie, trzy toalety i oddzielna kabina kąpielowa. No i najważniejsze – ten jacht jest bardzo szybki. Dlatego sądzę, że się polubiliśmy.
Planujesz rejs w Chorwacji? Z nami to naprawdę łatwe – sprawdź!
Posty w kategorii
Jam Session – fiordy Norwegia
Był to niezapomniany rejs! Po banalnym pływaniu w Chorwacji, fiordy wzbudzają w człowieku nabożne... więcej »
zobacz więcejJak zostałem „ADMIRAŁEM” – rejs w Chorwacji
Po raz kolejny wyczarterowałem poprzez PUNT tym razem pięć jachtów w Sukosanie od Adriatyk Charter,były... więcej »
zobacz więcej„Jack Sparrow will sneak you”
Karaiby zawsze były w naszej strefie marzeń. Pierwszy raz ktoś głośno o nich powiedział... więcej »
zobacz więcej