Chorwacja 2010 po żeglarsku
17 02 2011
Jak zwykle do żeglowanie po Adriatyku wybraliśmy ciepłe wrześniowe dni. Jakie moje zdziwienie było gdy na zbiórce w Katowicach zobaczyłem twarz Michała, z którym z zeszłym roku w tym samym czasie żeglowaliśmy po pięknym chorwackim morzu.
Tym razem zebrała się ekipa 5 jachtów, różnych co do wielkości i umiejętności. Od 50 stopowych Cyklad po 34 stopowe Bawarki. I to wielkość jachtu była odwrotnie proporcjonalna do chęci pływania. Bo załoganci Cyklad akurat chcieli popływać sobie 4-5h dziennie i pobawić się w portach, a My na 34-ce odwrotnie. załoga składała się z 1 morsa, 1 sternika morskiego i 4 żeglarzy jachtowych, więc podstawy do zrobienia sobie rejsu jak na morzu północnym były. Moje pierwsze pytanie ludzi czy pływamy nocą, by cos ciekawego zobaczyć nie od razu zostały zbojkotowane, co napawało optymizmem, że może być prawdziwy żeglarski rejs, a nie jachting po parę godzin na morzu i to połowa na silniku 😀
Po pierwszym spotkaniu dowiedziałem się, że nasza w przewadze damska załoga, połowę swojego stażu wypływała na „Jurandzie” (J-140 z Trzebieży) na północnym i na Bałtyku, więc nie było strachu gdyby zawiała BORA. Poza mną Tomaszem był jeszcze Michał z kolegą, Kasia i Sandra z Poznania, Berenika i Iwona z Łodzi oraz Iwona z Warszawy. Przedstawiłem kilka wersji trasy. Reszta jachtów z Biogradu kierowała się do parku na rzece Krka. Z racji, że prognoza pogody była bardzo optymistyczna zaproponowałem dość długą i wymagającą pływania nocnego trasę do Dubrownika. Okazało się że nikt nie był w Dubrowniku i pomysł jednogłośnie przeszedł. Po zebraniu kaucji i innych drobiazgów, ruszyliśmy do marketu na podstawowe zakupy, cześć warzyw i owoców postanowiliśmy kupić rano przed wypłynięciem na lokalnym targowisku. Przechodząc się po molu słychać było prawie tylko polski język i pytani ludzi czy robimy jakąś integrację wieczorem – każdy znał się mniej więcej na swoim jachcie ale pozostałem jachty były na razie nieznane. Na razie bo jak to Polacy potrafią się bawić i po nocnym wspólnym spotkaniu poznaliśmy ok. 25 nowych osób.
Żeby dotrzeć do upragnionego Dubrownika zmuszeni byliśmy opuścić Biograd ok. 8.30. Ale rano jak obudziłem się koło 8 to powitał mnie dość mocny deszcz i generalnie nie było by to zbyt przyjemne, więc poszedłem na zakupy i powoli zaczynaliśmy robić śniadanie. Moja „kobieca” intuicja jednak dobrze mi podpowiadała aby przeczekać ponieważ ok. 8.45 przeszła mała burza i po niej wyszło słoneczko i regularny wiaterek. 9.00 dla nas godzina zero i wypływamy. Reszta ekipy dochodziła do siebie, a my już na morzu. Sprawnie postawione żagle i obraliśmy kurs w kierunku wyspy Murter. Dzięki naszemu mechanicznemu załogantowi – Zdzisiowi – autopilotowi żegluga przez Kornaty minęła sympatycznie i wesoło. W jednej z małych zatoczek Murteru postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i zakosztować kąpieli w Adriatyku. 20 min dla ochłody dobrze każdemu zrobiło i po chwili znów wróciliśmy pomiędzy przepiękne chorwackie wyspy i wysepki. Dla pewności zapytałem wszystkich czy nie zmienili decyzji, bo tu jeszcze byliśmy w stanie odbić w lewo i płynąć w kierunku Sibenika i Skradinu. Męska decyzja podjęta i kurs obrany na Hvar. Eol naprawdę nas rozpieszczał bo półwiatrem posuwaliśmy się z niezła prędkością. W połowie dnia panowie zaczęli popis kulinarny i uraczyli nas bardzo smacznym obiadkiem. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi i widać było, że robi się pusto i jachty wchodzą powoli do portów, a my kontynuowaliśmy naszą podróż. Zachodzące olbrzymie słońce wprawiło wszystkich w romantyczny nastrój, który miło zakończył się szklaneczkę czegoś rozgrzewającego. We wrześniu słońce w Chorwacji zachodzi koło 19.30 a my dopłynęliśmy do około godziny 22. Nie Hvar a marina Palmiżana naprzeciwko. Nikt tu nie był, a dla mnie ten port jest magiczny. Malutka wysepka z mnóstwem knajpek gdzie w malutkich gajach oliwnych można napić się dobrego chorwackiego wina, na połowie wyspy poczuć można charakterystyczny zapach lawendy :D. Po szybkiej kolacji, która zjedliśmy jeszcze przed wpłynięciem do portu, pierwsza rzeczą jaka była po dobiciu do kei, było aparat w dłoń, portfel i idziemy zwiedzać. Szybka mobilizacja i po 15 min jacht ogarnięty i zaczynamy spacer wąskimi leśnymi uliczkami wysepki St. Clementsa. Piękne zatoczki nad którymi spotkać można choć parę knajpek. Delikatnie oświetlone lampionami i pochodniami tworzyły niesamowity klimat. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się w malutkim gaju oliwnym i poprosiliśmy pana o dzbanek wina i 8 kieliszków. Wieczór minął maksymalnie sympatycznie. Jak wróciliśmy akurat były już pustki po prysznicem. Dzień był długi i wyczerpujący, dlatego każdy po gorącym prysznicu zaległ w koji. Noc nie będzie długa bo rano trzeba znowu wcześnie wyjść by dotrzeć do Korculi.
Mnie chorwackie słońce budziło zawsze najwcześniej i dlatego poszedłem do lokalnego sklepiku po parę rzeczy i akurat pan przyniósł cała tacę z gorącymi croissantami z morelami. Jak wróciłem zapach croissantów i kawy obudził wszystkich i ok. 8 zaczęliśmy wspólnie dzień. Szybka powtórka ze spaceru, by zrobić zdjęcia pięknym agawą i innej roślinności za dnia i po 9.00 nasza piękna bawarka „Polaris” oddaje cumy i obiera kurs na Korculę. Dziś kawałem do przepłynięcia trochę krótszy i w momencie gdy wiatr na chwilę ucichł, postanowiliśmy wyrzucić ponton na cumie, koło ratunkowe i pobawić się trochę holując się za jachtem. Chwila zabawy skończyła się po pół godzinie gdy nagle wiatr się zebrał i mieliśmy problemy by wyciągnąć koleżankę w kole ratunkowy. Dopływając popołudniu do Korculi z daleka widać było mnóstwo windsurferów i kitesurferów. Warunki geograficzne w okolicach tej wyspy sprzyjają na uprawianie takich sportów. Ok. godz 17.00 dobiliśmy do portu jachtowego na Korculi i ruszyliśmy na stare miasto i zwiedzanie urokliwych miejsc tej wysepki. Podobno na tej wyspie urodził się Marco Polo, więc co 3 sklepik sprzedawał jego pamiątki. Cała załoga wybraliśmy się do muzeum Marco Polo – choć to miejsce nas rozczarowało, jedna wieżyczka z paroma obrazami i nabierają turystów. Parę zdjęć w innych ciekawszych miejscach i wróciliśmy ok. 18 na obiad na jacht. Podczas obiadu zaproponowałem abyśmy opuścili Korculę ok. 23 ponieważ nie ma sensu tracić czasu jeszcze pół dnia i całą noc tutaj. I tak tez zrobiliśmy wieczorem Korcula by night – zdjęcia tych samych miejsc ale zrobione po zmroku przy nastrojowym świetle wyglądają o wiele lepiej. Nasza trójka facetów stwierdziła że pójdziemy sobie na kolację przed wypłynięciem. I to był bardzo dobry pomysł. Talerz na 3 osoby z wszystkiego po trochę: krewetki, kalmary, langusty, 3 rodzaje ryb, ośmiorniczki i ziemniaczki ze szpinakiem. Wyśmienite J 23.00 cumy oddane i ku zdziwieniu innych jachtów wypływamy z Korculi obierając kurs na Dubrownik. Tu podział wacht był już jak na Bałtyku. Plan był aby kolo 9.00 być w Dubrowniku więc 10 h płynięcie nocą. Wyszliśmy ledwo co za wyspy – postawiliśmy pełne żagle i się zaczęło. Wiatr 3-4 ostry bejdewind. Żeby się wyspać trzeba było się trochę zapierać ponieważ jacht nabrał dość sporego przechyłu. Po 25 min wiatr stężał do 30 węzłów i jacht w dobrym kierunku płynął z prędkością ok. 9 węzłów, ale utrzymać ster w takich warunkach było bardzo ciężko. Iwona z Bereniką siedziały ze mną na pierwszej wachcie i po 25 min obudziły chłopaków by pomogli nam zrefować genuę i trochę grota. Było to bardzo dobre rozwiązanie bo jacht zwolnił do 7 węzłów ale stal się stabilniejszy i miał mniejszy przechył. Po drodze minęliśmy tylko jeden jacht w oddali i jeden kuter rybacki który wyrósł nam ok. 2.00 w nocy przed dziobem i nie był jak to chłopcy twierdzili latarnią :D. wachty zmieniały się co 2,5 h bo każdy chciał postać w nocy za kołem sterowym. Z Iwoną i Berenika zaczynałem noc i również z nimi ok. 8.40 przepływaliśmy pod mostem w Dubrowniku kierując się na marinę ACI. Ok. 9.00 rano po przebyciu 183 Mm w 2 dni nasz jacht zacumował szczęśliwie w Dubrowniku. Piękny port z basenem i jeszcze mnóstwem innych rzeczy na wyposażeniu. Cena jak się później okazało tez była wypasiona i dzięki takiej opłacie zmuszeni byliśmy jedna noc przenocować na kotwicy :D.
Dziś już nie zwiedzanie i prysznic później tylko najpierw prysznic , śniadanie i później wybraliśmy się cała załoga autobusikiem do centrum na stare miasto i spacer po murach. Dubrownik przepełniony był turystami i sprawiał wrażenie takiego 100 % turystycznego miasta. Dobre owocowe lody, mnóstwo pięknych pocztówek uwieczniających najpiękniejsze miejsca Dubrownika. Pełno sklepików z gadżetami, kubkami, magnesami itp. targowisko z figami i woreczkami z lawendą 😀 piękne miasto i polecam każdemu choć raz je odwiedzić. Popołudniu wróciliśmy na jacht cos zjeść – po bardzo dobrym obiadku stwierdziliśmy ze jak zapłaciliśmy tyle kasy za ten basen to wypadałoby się wykąpać w słodkiej wodzie. Poszaleliśmy na tym basenie w parę osób, woda była rzekłbym raczej zimnawa, dlatego reszta czytała sobie książki przy basenie i byliśmy jedynymi którzy się odważyli wejść do środka :D. Po późnym obiedzie prawie wszyscy zalegliśmy w kojach. Po paru godzinach cześć stwierdziła, ze trzeba powtórzyć Dubrownik by night, a ja z 2 osobami zostaliśmy i pooglądaliśmy sobie filmik i przy dobrych drinkach spędziliśmy miło wieczór. Ekipa z miasta wróciła koło 22 i poszliśmy wszyscy spać.
Poranek raczej był mglisty i trochę zimniejszy niż to było w poprzednich dniach. Wiatr na początku dopisywał i motylkiem płynęliśmy sobie z te 5-6 węzłów w kierunku przejścia pomiędzy wysepkami koło Korculi. Minęliśmy wieczorem Korculę i kierowaliśmy się na kotwicowisko przy małej wysepce Scedro. Miejsce fajne, osłonięte prawie w 100 % od morza, ale wachty kotwiczne musiały być. Laptop trzymał 6h więc na pierwszej zobaczyliśmy sobie SALT z Olbryskim. I reszta wacht nie wiem co tam oglądała, ale noc minęła ciepło i spokojnie 😀 rano było już ciepło i dzień zaczęliśmy od kąpieli, a później śniadanie i … kierunek Split 😀 tego dnia wiatry były zmienne, w swej sile i kierunku bo bywało że szliśmy 6 węzłów w bejdewindzie i bywała taka flauta że trzeba było silnik odpalać. Kasę oszczędzaliśmy więc póki się dało to na żaglach. Minęliśmy w połowie dnia Palmiżanę i Hvar i kierowaliśmy się na przesmyk koło wyspy Brać, z którego to już było widać miasto SPLIT. Dotarliśmy tam nawet dość wcześnie i zdarzyliśmy zrobić zakupy krewetki, dobre rybki i przepyszną sałatkę. Trochę długo zajęło to dziewczyną zrobienie tego ale obiadek szybko zniknął z talerzy i czas na zwiedzanie. Miasto mimo września to powoli już pustoszało z turystów, olbrzymi pałac Dioklecjański zwiedziliśmy w ciągu paru godzin, zatrzymaliśmy się na bardzo dobre lody przy wschodniej bramie. Frytki z ketchupem i majonezem przy deptaku i resztę wieczoru i nocy spędziliśmy na jachcie przy jakimś rozweselającym trunku 😀
Ostatni dzień, znowu należał do Neptuna – chyba postanowił żebyśmy dobrze zapamiętali ten rejs, bo wiatr prawie z dobrego kierunku w sile zdecydowanie zadowalającej pozwolił byśmy zrobili ponad 60 mil w ciągu ostatniego dnia, przy pięknym słońcu. Ostatnie chwile by zrobić rewelacyjne zdjęcia, filmiki 😀 popłynęliśmy inną trasą niż poprzednio i weszliśmy w Kornati od pełnego morza. Ok. 18 zameldowaliśmy się na stacji benzynowej w Biogradzie by uzupełnić paliwo i ok. 18.20 minęliśmy główki portu Biograd Kornati i tym samym nasz rejs cało i bezpiecznie zakończył się. Wieczorem spotkanie z innymi załogami w lokalnej konobie przy dobrym winku i chlebie z oliwkami chorwackim syrem i prsciutem 😀 Z racji że opuszczaliśmy Chorwację dopiero w sobotę wieczorem to zaproponowałem wycieczkę do Zadaru, autobusem. Okazało się to świetnym pomysłem ponieważ dzięki temu wypełniliśmy cały dzień spacerując po kolejnym pięknym miejscu. Po leżeliśmy chwile wsłuchując się w morskie organy, po spacerowaliśmy po wąskich uliczkach starego miasta i wieczorem wróciliśmy do Biogradu na pożegnalną kolację. Pełni samym pozytywnych wrażeń i wspomnień z bólem serca wsiadaliśmy do autobusu, niestety trzeba było wrócić do polski do szarej rzeczywistości to temp za oknem koło 15-18 st a nie 30-34 st.
Posty w kategorii
To był rejs! Chorwacja pod żaglami
21.07.2012 Do Zatonu przybywamy po całonocnej podróży ok. 11.00. Mamy nadzieję, że łódkę dostaniemy... więcej »
zobacz więcejŚladami Piratów z Karaibów
Nadeszła jesień, po raz kolejny minął sezon żeglarski. Jest to najlepszy czas na marzenia... więcej »
zobacz więcejDzieci na jachcie – relacja z rejsu w Chorwacji
Samolot z lekkim opóźnieniem zbliżał się do lotniska w Splicie. Ostatnie promienie zachodzącego słońca... więcej »
zobacz więcej