Dzień Dziecka pod żaglami czyli żeglarstwo minimalistyczne cz. 2
06 06 2011
Postanawiamy oddać się lenistwu. Dzieciaki wskakują do morza – temperatura wody jak widać ich nie odstrasza. Na pytanie czy ciepła Nina mówi: „Na początku była zimna ale teraz wydaje się letnia, sądzę że niedługo będzie ciepła”. „Zawołaj nas jak będzie gorąca” odpowiadamy. Spryciarze siedzą w wodzie w piankach to im ciepło. Po południu dzieciaki ćwiczą się w samodzielnym sterowaniu pontonem a potem wybieramy się na spacer do sąsiedniej zatoki. Jest ciepło i pusto – zalety pływania przed sezonem. Wracając dostrzegamy wpływający do naszej zatoki kolejny jacht. Będziemy mieli wieczorne sąsiedztwo.
Następnego dnia rano przecumowujemy się do kolejnej zatoki na wyspie Brać – Blača. Plan na dzisiaj zakłada wyprawę do średniowiecznej pustelni Blača – powstałej w celu ochrony przed piratami. Zgodnie z zapisem w locji droga powinna nam zająć 45 minut. W naszym wydaniu zajmuje dwa razy więcej. Każdy konik polny, jaszczurka, maki i kamienie, których tutaj nie brakuje, są świetnym pretekstem do postoju. Nigdzie nam się nie spieszy. Droga do pustelni wiedzie nas dnem wyschniętego wąwozu i jest bardzo malownicza. „Ile jeszcze?”, „Kiedy wracamy” te pytania pojawiają się coraz częściej. „Zerówkowicz” Mikołaj podsumowuje „Mamo wiesz dlaczego jestem taki zmęczony? Bo ta droga idzie szlaczkiem” (czytaj. „wije się”). Na szczyt docieramy nieźle zmęczeni bo dzień jest upalny. Dobrze, że zabraliśmy ze sobą butelki z wodą. Szukamy wejścia do muzeum. W końcu dostrzegamy karteczkę – „z powodu prac renowacyjnych muzeum okresowo nieczynne”. Nie pozostaje nam nic innego jak zrobić w tył zwrot i wrócić na jacht. Po tej wycieczce wszyscy, nie patrząc już na temperaturę wody, wskakujemy do morza.
Po obiedzie zaganiamy dzieciaki do lekcji. Porządek musi być. Takie odrabianie lekcji „na kupie” przebiega bez protestów i całkiem sprawnie.
Szukamy miejsca na nocleg. Po dwóch dniach spędzonych w zatoczce dobrze by było zatankować wodę – tak więc decydujemy się na nocleg w jakimś porcie. Próbujemy na początek zatrzymać się na Braću w miejscowości Sumartin. Niestety, nabrzeże jest całkowicie rozkopane i nie ma tu miejsca dla jachtów żaglowych (chyba, że burta w burtę z jakimś statkiem rybackim). Trudno ocenić jak długo potrwają prace i czy skończą się w tym sezonie ale wydaje się, że zmierzają do przygotowanie portu na przyjęcie jachtów żaglowych.
Jak nie tu, to może w miejscowości Brela na stałym lądzie? Podpływamy bliżej ale prądu i wody nie ma na nabrzeżu. Pod koniec dnia decydujemy się na cumowanie w niewielkim porcie jachtowym w miejscowości Baška Voda. Miejsce to jest największą naszą pomyłką podczas tego rejsu – przynajmniej jak dla nas. Baska Voda to typowa, hałaśliwa miejscowość turystyczna z promenadą, licznymi kąpieliskami i straganami z pamiątkami. Co krok napotykamy naganiaczy, a to na wycieczkę statkiem, a to na połów ryb. Za dużo ludzi. Na myśl przychodzą tureckie kurorty. Nie są to klimaty, za którymi przepadami. Największą zaletą tego miejsca jest ciepła i nieograniczona woda w łazienkach.
Dzień Dziecka zaczyna się deszczem. Na początku nieśmiałe krople uderzają o pokład aby za chwilę przejść w konkretną ulewę. Cześć załogi pomimo deszczu wyskakuje na ląd po pieczywo. Próbujemy przeczekać pogodę licząc na to, że jest to opad chwilowy. Przetrząsamy sieć w poszukiwaniu najbardziej wiarygodnej prognozy pogody ale wszędzie spotykamy się z informacją, że teraz u nas powinno świecić słońce. Jedna burza się kończy a druga zaczyna. Podczas krótkiej przerwy, korzystając z porywistego wiatru, który zerwał się przed burzą, puszczamy nad morzem latawca. Przeciągamy decyzję o wypłynięciu z portu choć czas nieubłaganie płynie. Ponieważ zapłaciliśmy za jedną dobę (400 kun) to nie powinno już nas tu być. Przy okazji obserwujemy naszych sąsiadów, którzy czekają na pomoc drogową – rano zatankowali wodę …. do otworu z napisem „diesel”. Ups!
Niebo zaciąga się konkretnie chmurami i nie zamierza odpuścić. Co ma być to będzie. Wypływamy bez żalu z Baška Voda i wracamy na wyspę Brać. Tym razem cumujemy w miejscowości Povija. Plan był aby kotwiczyć w zatoczce ale właściciel cukierni tak wymownie zachęcał nas do cumowania pokazując to na cukiernię to na skrzynkę z prądem, że nie mogliśmy się oprzeć. Zresztą jest na tyle zimno, że o kąpieli w morzu nie ma co marzyć.
Dzieciaki, korzystając z okazji, że się zatrzymaliśmy, wcielają w życie swój opracowany niedawno plan. Będą łowić ryby. W tym celu „nurkują” po resztki bułki ze śniadania, w wiadrze przygotowują domek dla ryb (żwirek, kamienie, wodorosty i muszle) i testują zakupioną przed chwilą siatkę na ryby (20 kun). Początki nie są spektakularne ale dzieciaki się nie poddają. Pierwsze złowione ryby zostają przywitane histerycznymi krzykami: „ Mam, mam, jest, dajcie wiadro”. Za chwilę w wiaderku pływa kilka malutkich rybek a dzieci do wieczora nie przestają próbować złapać następne. Kiedy zapada zmierzch z kabiny dzieci dochodzą nas strzępki rozmów „..musi być ich więcej …”, „…zorganizujemy sprzedaż ..”, „wypuśćmy je!”, „zarobimy pieniądze…”.
Rano słyszymy jak nasze dzieci stoją przed jachtem i krzyczą „Fish market, Fish market”. Przy braku zainteresowania dobiega nas desperackie „One fish – one kuna”. Kończy się na tym, że ryby trafiają do morza, Kuba zostaje okrzyknięty Głównym Ekologiem i Obrońcą Praw Zwierząt, Mikołaj – Głównym Rybakiem, a Nina – Panią Manager od Sprzedaży i Promocji.
Spacerując po Poviji pokonujemy liczne schodki aby wdrapać się na wzgórze gdzie znajdują się ruiny wczesnośredniowiecznej bazyliki z 6 wieku. Obchodzimy mały porcik zachwycając się czystością wody, licznymi rybami i krabami. W czym tkwi tajemnica? „Trzy lata temu unowocześniliśmy nasz system kanalizacji. Zamiast do portu, ścieki odprowadzane są daleko w morze” – opowiada dumnie Elena mieszkanka Poviji. No cóż, my pewnie bardziej byśmy się cieszyli gdyby pobudowano oczyszczalnie ale dla wyspiarzy pozbycie się kłopotu w morzu jest jak najbardziej naturalne.
Elena mieszka w Chorwacji już od 30 lat. Z pochodzenia jest Słowaczką dlatego tak dobrze nam się rozmawia – ona rozumie polski a my słowacki. Spotykamy ją na brzegu portu między naszym a sąsiednim jachtem. Co chwila podczas rozmowy wrzuca wędkę do wody i tłumaczy nam zasady łowienia kalmarów: „Sezon na kalmary to zima, wtedy wszyscy je tutaj łowią. Ale sąsiad złapał wczoraj dwa więc ja dzisiaj przyszłam popróbować – tak dla sportu. Kalmary to świetny zarobek. Kilo kalmarów kosztuje 30 Euro a zdarzyło mi się złowić takie sztuki co miały po 90 dkg. Widzicie tę kolorową rybkę na końcu wędki? Jest tak wyważona, że opada na dno. Lekko się ją podbieram a kalmary łapią ją swoimi mackami”. Tego wieczora gdy rozmawiamy Elena nie ma szczęścia, ale jej sąsiad kilka metrów dalej łapie niewielkiego kalmara, którego oglądamy razem z dziećmi.
W naszych głowach rodzi się plan. A może by przyjechać do Chorwacji jesienią na łowienie kalmarów?
Planujesz rejs w Chorwacji? Z nami to naprawdę łatwe – sprawdź!
Następnego dnia płyniemy wzdłuż północnego brzegu wyspy Brač penetrując niewielkie miejscowości. Interesująco przedstawia się Pučišća schowana w głębokiej zatoce. Gęsto pobudowane domki, kaskadowo opadają w kierunku wody, tworząc bardzo zwartą zabudowę bardziej typową dla miasteczek włoskich niż chorwackich. Biały, niezwykle cenny kamień wydobywany w pobliskich kamieniołomach służy do budowy najbogatszych rezydencji na całym świecie.
Naszą uwagę wzbudza również miejscowość Postira. Cześć najstarszych domów stoi tak blisko wody, że ich mury oblewane są przez fale morza. Niewielki porcik robi przyjemne wrażenie. Niestety nie ma w tej chwili możliwości cumowania – trwają intensywne prace budowlane. Wrócimy tutaj za rok.
Pod wieczór zatrzymujemy się w opustoszałej zatoce Stipanska. Aż się prosi aby na brzegu powstała jakaś niewielka knajpka oferująca rybną kolację. Może w sezonie ….
Z czasem jachtów przybywa. Między innymi pojawia się inna polska załoga, która umila nam wieczór szantowym koncertem. Mikołaj nadal próbuje szczęścia w łowieniu ryb – dochodząc do dużej wprawy. Ryby, które złowił w siatkę są już konkretnych rozmiarów.
Nasz rejs dobiega końca. Jeszcze ostatnia kąpiel w morzu, jeszcze ostatnie zakupy w Trogirze i pożegnalna kolacja w Baletnej Skoli. Żal wracać. Dobrze, że lato dopiero się zaczyna.
Galeria zdjęć z rejsu >>> Chorwacja Dzień Dziecka pod żaglami
Pierwsza część relacji >>> Dzień Dziecka pod żaglami czyli żeglarstwo minimalistyczne cz. 1
A to krótki film z tej wyprawy:
Posty w kategorii
Rejs na Bornholm
Brałem kiedyś udział w rejsie na Bornholm, dość oddaloną od Danii (135 km na... więcej »
zobacz więcejRejs po Wyspach Jońskich
W terminie: 03 – 16.09.2016 wyruszyliśmy z wyspy Korfu na dwutygodniową, morska przygodę by kontynuować opływanie... więcej »
zobacz więcejDzieci na jachcie – relacja z rejsu w Chorwacji
Samolot z lekkim opóźnieniem zbliżał się do lotniska w Splicie. Ostatnie promienie zachodzącego słońca... więcej »
zobacz więcej