Skontaktuj się z nami tel. +48 22 446 83 80

Jam Session – Wyspy Kanaryjskie

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session27 grudnia 1:30

Pobudka. Udało się przespać ze 3-4 godziny. Wróciliśmy nie za późno od znajomych z “drugoświątecznego” obiadu. Niestety trzeba było się oszczędzać bo musieliśmy dokończyć pakowanie i postarać się przespać kilka godzin.

Wyjazd był planowany na 2:00, opóźnienie tylko 20 minut. GPS w samochodzie pokazał, że potrzebujemy dwie i pół godziny by dojechać na lotnisko w Zurichu, Google wcześniej mówił 3:10, wiec okazało się, ze mamy więcej zapasu niż planowaliśmy.

Po drodze bez niespodzianek. Ruchu raczej nie było. Temperatura w „szwajcarskim śródziemiu” spadła 13 kresek poniżej zera i było widać dość dużo śniegu, ale droga była czarna. Dojechaliśmy około piątej nad ranem. Oddaliśmy samochód na „valet parking”, usługę tańszą i wygodniejszą od normalnego parkingu.

Wyszło na to, że przed nami dużo czekania. Business Lunge otwarli dopiero o 5:45. Zjedliśmy proste śniadanko i do samolotu. Reszta jak to w samolocie.

27 grudnia 13:30 (czasu wyspiarskiego)Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session
Dolecieliśmy z 40 minutowym opóźnieniem. Okazało się że jest tu faktycznie ciepło. Po drodze w Madrycie było -5, a tutaj prawie 20! Palmy i te sprawy.

Z lotniska wzięliśmy taksówkę (niecałe 20€, czyli nie tak źle jak w Szwajcarii) dojechaliśmy do portu bez problemu. Telefon do sternika i już widzimy naszą łajbę… na lądzie.

Janek (sternik) mówi, że naprawa zaplanowana i że potrwa jeszcze ze dwie godzinki i na wodę. Plan był by wymienić uszczelkę na wale śruby, bo została zniszczona przez sieć, którą gdzieś złapali. By to zrobić wystarczy rozkręcić sprzęgło i wyciągnąć wał.

Niby nie powinno być problemu, ale okazało się, że po 12 godzinach (o drugiej nad ranem) i dwóch wizytach mechaników udało się Jankowi złożyć wszystko z powrotem… bez wymiany uszczelek.

W tak zwanym międzyczasie poznaliśmy załogę: trójka płynąca od poprzedniego rejsu – Dorota i Zbyszek (przyjechali odpocząć od dzieci 🙂 oraz Maja (odwiedza Janka). Wieczorem dojechał Zenobiusz (dla przyjaciół Zeb, przygotowuje się do rejsu dookoła świata na nadchodzącej emeryturze).

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session28 grudnia 3:40W nocy obudził nas Kamil. Filip się źle czuje. Krew z nosa i zwymiotował. Według mnie osłabienie. Zabrałem go pod prysznic. Aga w międzyczasie ogarnęła kajutę. Filip zdecydował się spędzić resztę nocy w kokpicie. Chyba to była dobra decyzja, bo nie musiał się stresować, że jak się źle poczuje to nie zdąży…

28 grudnia 8:30
Aga wyciągnęła mnie z łóżka. Później się okazało, że to wyjątkowa okazja pospać tak długo. Prysznic z Kamilem. Okazało się, że nie mieliśmy szczęścia z ciepłą wodą. Kamil odpuścił sobie prysznic, ja nie.

Dziś rano wodowanie łódki. Na szczęście, że bez problemów. Przecumowaliśmy na drugą stronę portu. Śruba działa. Nawet nie zbyt cieknie.
Zeb przygotowuje śniadanko. Wielka jajecznicę z cebulką na pomidorach.

29 grudnia 20:20

Znów na Teneryfie, po długiej żegludze. Wypłynęliśmy wczoraj około drugiej po południu. Plan był by popłynąć na La Gomerę. Miało być około 8 godzin. Ale okazało się, ze wiatr z SW wiec musieliśmy halsować w stronę Gran Canarii. Wiatr dochodził do około 23 węzłów. Wysokość fali około pół metra, ale fala dość krótka i bardzo mocno o nią biliśmy. Sterować zaczął Kamil, potem przez trochę czasu ja i ster przejął Zeb.Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session

Niestety fala bardzo nieprzyjemna i postanowiliśmy zawinąć do portu. Jedyne co było dostępne to miejsce do kotwiczenia koło Abona z podobno ładną plażą, ale nic nie widzieliśmy, bo było ciemno. Kotwica rzucona, nasza wachta kambuzowa weszła do Kambuza…

Niestety nikt nie chciał czekać i zamiast gulaszu były grzanki i parówki. Też dobre.

Pani z Tenerife Traffico wzywała nas kilkakrotnie dopytując co planujemy. Chyba nie podobało im się za bardzo, że się tam zakotwiczyliśmy, ale nie wiadomo dlaczego. Myśleli, że jesteśmy przemytnikami, czy co?

Noc na kotwicy trochę falująca. Janek ustalił wachty i każdy musiał się obudzić dwa razy by sprawdzić czy nadal jesteśmy na kotwicy. Na szczęście znów bez niespodzianek.

Rano planowaliśmy zejście na piaszczystą plażę, ale pani z Tenerife Traffico nakazała natychmiastowe odejście. Cóż, skończyło się na kąpieli z łodzi. Majka i Dorota popłynęły na plaże wpław.

Wypłynęliśmy po dziesiątej, znów pod wiatr i znów 8 godzin do celu, do którego nie dotarliśmy. Wiatr znów był mocny, nawet powyżej 25 węzłów a fala ponad metr. Wykolebało nas i przed zmrokiem postanowiliśmy wrócić znów na Teneryfę, tym razem już na jej południe.

Zacumowaliśmy w małej marinie San Miguel. Zjedliśmy obiad (kurczak z jabłkami i ryżem) przygotowany przez dzisiejszą wachtę (Dorota i Zbyszek) i poszliśmy na zakupy. Jutro my w kambuzie, więc musieliśmy zakupić składniki.

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam SessionWieczór zakończyliśmy kilkoma sangriami w barze w marinie, potem mała kolacja i kisiel egzotyczny (taki z zatopionymi owocami). Kąpiel i idziemy spać.

Jutro wypływamy o piątej rano by w końcu dopłynąć na La Gomerę.

30 grudnia 12:30

Wypłynęliśmy o 6:30. Znaczy myśmy (ja) spali, jako że dziś nasz dyżur w kambuzie a reszta wstała z małym godzinnym opóźnieniem. Dziś wiatr się uspokoił, do około 11 płynęliśmy na żaglach a potem musieliśmy się wspomóc silnikiem.

Dzięki niezbyt dużym przechyłom załatwiliśmy śniadanko na oceanie bez dużego problemu. Kanapki podane na aluminiowej blaszce. Agę rano jeszcze choroba morska troszkę męczyła, ja miałem tylko lekkie motylki. Ale sobie poradziliśmy.

Po śniadaniu przygotowaliśmy obiad. Dziś kotlety wieprzowe duszone w pomidorach i winie z fasolką szparagową i ziemniakami. Powinno być gotowe jak dopłyniemy na La Gomerę. Teraz trochę relaksu. Słoneczko grzeje. Czas na książkę.

30 grudnia 20:20

Po drodze widzieliśmy dwa delfiny. Dwa i tylko przez chwilę. Ale zaczęło wiać, wiec gotowanie było dość ciekawą czynnością. Na szczęście nic się nie wylało.

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session
Dotarliśmy na La Gomerę. Puerto de La Puntilla (chyba). Port a nie marina, bo marina jest w budowie. Ale miasteczko malownicze. No i widok z portu na kilkuset metrowe urwisko. Kolacja na pokładzie z widokiem na toteż urwisko. Smakowało, szczególnie, że była podana 10 min po zacumowaniu. Teraz czas na sangrię.

1 stycznia 10:15

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam SessionWczoraj wypłynęliśmy dość późno. Chyba nie jesteśmy załogą rannych ptaszków. Flauta kompletna. Staraliśmy się odejść dalej od wyspy z nadzieją na szkwał. Z szybkością poniżej dwa węzły zajęło nam to 3 godziny. Dało mi to czas by usiąść na rufie z nogami w wodzie i oskrobać 2 kilo sardynek, które kupiliśmy rano w porcie.

Szkwał przyszedł ale słabiutki, za to przypłynęły delfiny. Całe stado, co najmniej kilkanaście sztuk. Nie chciały podejść zbyt blisko, ale mogliśmy je oglądać około godziny. Majka postanowiła się z nimi popluskać, ale nie miała szczęścia, bo nie podpłynęły.

Do portu San Sebastian na La Gomerze dopłynęliśmy późnym popołudniem. Na szczęście miejsca przy kei jeszcze były. Zacumowaliśmy koło trzech jachtów z polską załoga (czarter). W marinie była jeszcze co najmniej jedna załoga Polaków.

Poszliśmy na miasto na zakupy. Miłe miasteczko. Kręte uliczki. Duży sklep i market zamknięte ale znaleźliśmy mały sklepik w którym udało się kupić wszystko co było potrzebne wliczając szampana.

Po powrocie poszliśmy się kąpać, niestety trzy polskie jachty wyczerpały ciepłą wodę i nam został szybki zimny prysznic. Nic dziwnego, jak gwiazdy z czarteru musiały się wyszykować.Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session

Wieczór minął miło na pokładzie Jam Session. Trzy polskie ekipy skupiły się na pokładzie jednej Bavarii, było im dość ciasno, ale Agatka (ci co widzieli wiedzą o co chodzi) umilała im czas, a nam widok.

Przed północą poszliśmy na lokalny ryneczek i wypiliśmy szampana. Zdziwieni byliśmy, że muzyka zaczęła grać dopiero od północy, wcześniej nikt praktycznie się nie bawił. A skończyli około siódmej. Myśmy wrócili na pokład chyba przed pierwszą, jeszcze troszkę pogadaliśmy i poszedłem spać.

Następnego dnia wstaliśmy dość późno i po śniadaniu wybraliśmy się na miasto. Przeszliśmy większość San Sebastian i weszliśmy na górę na której jest piękny stary hotel z ogromnym zacisznym ogrodem i wspaniałym widokiem na ocean i Teneryfę. Zjedliśmy tam lody i wypiliśmy piwko.

Wieczorem wypłynęliśmy na La Palma. Nam przypadła wachta od północy do 3 nad ranem. Sterował ze mną Filip. Ciemność kompletna, ale dobrze było widać światła wyspy. Czapka, rękawiczki i ciepła bielizna zdały egzamin. Okazało się, że nawet nieźle powiało, płynęliśmy ponad 8 węzłów i pod koniec naszej wachty byliśmy już około 5 mil od celu.

Zostaliśmy by z resztą załogi zacumować. Około 4 było już po wszystkim. Poszliśmy na zasłużony wypoczynek.

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam Session2 stycznia po śniadaniu wybraliśmy się na zwiedzanie Santa Cruz de La Palma. Udało się wejść na chwilę do kościoła. W mieście był chyba odpust, bo wszędzie było pełno ludzi, stragany itp. Na mieście zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy lody. Widzieliśmy też replikę statku Kolumba.

3 stycznia 18:15

Wczoraj wypłynęliśmy na El Hierro opływając La Palma od północy i zachodu. Kolacja się przedłużyła, prysznice i różne sprawy jak zagubiona złączka do węża. Wypłynęliśmy po 20. Jako, że nasza była kolej na wachtę kambuzową, wzięliśmy pierwszą króciutką wachtę przy kole sterowym (do 21) i podaliśmy kolację. Agnieszka upiekła ciasto z jabłkami!

Później wszyscy odpadli, my musieliśmy wstać od 3 do 6. Niestety zaspaliśmy 30 minut ale nasi zmiennicy uraczyli nas tym samym. Z trzech godzin wiało może 45 minut, reszta na silniku.

Rano wstałem o 9 i przed śniadaniem zarzuciłem błystkę, którą kupiłem w Santana Cruz. Po chwili wyciągnąłem tuńczyka. Tak do pół metra wprawdzie, ale zawsze coś. Był już przez jakaś inną rybę zraniony, to szybko ukróciłem mu cierpienie. Będzie na kolacje (chyba) razem z dwoma rybami, które Filip i Zeb złapali w Santana Cruz.

Płyniemy już ponad 20 godzin i do celu jeszcze ze 2 do trzech. Czasami powieje nawet 9 węzłów, ale rzadko płyniemy powyżej 5.

4 stycznia 13:50

Wyspy Kanaryjskie rejs na Jam SessionNa El Hierro dopłynęliśmy o 22:20, po 26 godzinach na morzu i spędziliśmy tam około 2 godzin. Wyrzuciliśmy śmieci i skorzystaliśmy z toalet. W porcie nie było mariny dla małych jednostek.

Wyszliśmy jakoś po północy ponieważ zostało nam około 100 mil do portu Radazul. Pierwsza wachtę objął Zbyszek i Dorota, nam znowu przypadła 3 do 6 rano. Jak wstaliśmy Zbyszek właśnie odpalił na chwilę silnik by odejść bardziej od wyspy. Zaczęło nam wiać ze NEE i obraliśmy kurs prawym halsem.

Rano wiatr znów osłabł a zaczęło wiać po śniadaniu. Szliśmy jakieś 6 węzłów i do Radazul wychodziło, że dojdziemy gdzieś na 4 rano gdyby wiatr się zmienił na bardziej południowy. Niestety prognoza na wieczór mówiła, że wzdłuż Teneryfy będziemy musieli halsować.

Postanowiliśmy zatrzymać się na południowym cyplu Teneryfy w Puerto de Sol by uzupełnić wodę i zjeść kolację. Niestety zaczęły nam się kończyć zapasy ale na szczęście w międzyczasie złapaliśmy drugiego tuńczyka, znów niedużego. Kolacja była OK.

5 stycznia 14:20

Z Puerto de Sol wypłynęliśmy około godziny 20. Na silniku by dotrzeć o jakiejś rozsądnej godzinie. Pierwszą wachtę objąłem z Agą (nie licząc pierwszych dwóch godzin, kiedy zamiast Agi towarzyszył mi Zeb). Minęliśmy boję mierzącą poziom morza, kuter rybacki wyciągający sieci i kilka jachtów.

Wachtę skończyliśmy po północy kiedy strzeliła żarówka w 'steaming light’. Położyłem się w messie by być gotowy do pomocy przy cumowaniu. Dopłynęliśmy około 2 rano. Czekał na nas już Bartek – następny kapitan.

WstaWyspy Kanaryjskie rejs na Jam Sessionliśmy o ósmej rano. Plan był by wstać wcześniej, bo o ósmej trzydzieści Jam Session miała znów iść do doku, ale Bartka bagaż się zagubił i nie ma potrzebnych części zamiennych.

Dorota ze Zbyszkiem zostają do weekendu wiec wynajęli samochód. Zeb zostaje na następny rejs a Maja z Jankiem wracają jutro.

Nasz lot był planowany o 13:20 więc poprosiliśmy Dorotę by podrzuciła nas samochodem (dorzuciliśmy się €20 do większego samochodu). Tak przy okazji, wynajęcie samochodu to €30-40 za dzień a benzyna €0.89 za litr – o 30 centów taniej niż we Francji.

Troszkę błądząc dojechaliśmy do lotniska na czas. Lot się opóźnił o 20 minut. Poszliśmy coś zjeść. Za lunch na lotnisku zapłaciliśmy €60 co na jachcie wystarczyło by na ponad 3 dni jedzenia i opłat płytowych dla czterech osób.

Wracamy do rzeczywistości. Tylko Filip snuje plany by wziąć łajbę morska w leasingu i pracować na niej jako sternik na rejsach. Mógł by ogłaszać się w Polsce, Francji, Anglii a niedługo też mógłby do tego dodać Hiszpanie (naukę tego języka zaczął rok temu). Ale przed tym może by tak Wyższa Szkoła Morska?

5 stycznia 1:30

Znów w domu! Powrót na Jam Session w lipcu. Tym razem Norwegia. Nic, tylko polecić taki wyjazd.
Przeszło 400 mil i prawie 100 godzin na wodzie.

 

 

 

Posty w kategorii

Śladami Piratów z Karaibów

Śladami Piratów z Karaibów

Nadeszła jesień, po raz kolejny minął sezon żeglarski. Jest to najlepszy czas na marzenia... więcej »

zobacz więcej
Katamaranem Violeta po Chorwacji

Śladami podróżników – jachtem Violeta po Chorwacji

Piątek, 17.06.2011 roku – wyjazd ze Szczecina o godzinie 20:00. Przed nami długa noc... więcej »

zobacz więcej
Chorwacja rejs po Dalmacji

Rejs – jesienna Dalmacja

Witam i zapraszam na moją relację z rejsu, który odbył się mimo różnych zawirowań... więcej »

zobacz więcej

Punt

Stryjeńskich 15A lok 5 (1 piętro)

02-791 Warszawa

tel. +48 22 446 83 80

fax +48 22 894 00 42

 

info(@)punt.pl

MENU