Norwegia – marzenia i rzeczywistość
16 11 2010
Do przepłynięcia mamy około 270 Mm i to w ciągu tygodnia. Postanawiamy w miarę szybko przepłynąć południowe wybrzeże Norwegii, aby po dotarciu do Stavanger mieć jeszcze czas na wpłynięcie do pierwszego dużego fiordu. W niedzielę, po śniadaniu i przeszkoleniu załogi wypływamy z mariny, dalej jest szaro, buro i granatowo na niebie, więc można…. testować sztormiaki. Taka pogoda sprzyja również łowieniu ryb. Wybieramy dobre miejsce ( podwodna górka o głębokości około 20m) i kotwiczymy. Mija parę minut i już wiadomo , że na kolację będziemy jeść świeże makrele i dorsze-rewelacja! Podnosimy kotwicę oraz żagle i raniutko cumujemy w Larvik, w bazie wielorybników. Kolorowe, drewniane domki oraz bardzo ładnie zaprojektowane tereny zielone upewniają nas, że jesteśmy w Skandynawii, gdzie się ceni prostotę i naturę. Wiatr nam sprzyja i po całodziennej żegludze kotwiczymy w spokojnej i głęboko schowanej w mini fiordzie zatoczce. W promieniach wschodzącego słońca podziwiamy okazałą latarnie morską Homborsund. Po paru godzinach żeglugi zawijamy do Kristiansand. Zdejmujemy sztormiaki oraz polary i tak jak Norwegowie zakładamy krótkie spodenki i podkoszulki. Miasteczko z mnóstwem ciekawych pomników, nawet zwalony pień grubego drzewa „przerobiono” na pomnik. Ale my dalej do tych fiordów więc znowu po południu wychodzimy w morze. Na kotwicowisku Randaberg spędzamy noc w towarzystwie wielkiej wieży wiertniczej.
W czwartek rano, zostawiając po prawej stronie Stavanger wypływamy wreszcie na eksplorację fiordów. Od głównego Hogsfjorden skręcamy w lewo pod malowniczy most w Lysefjorden i szukamy oczywiście głównej atrakcji tego fiordu czyli wysuniętej skały Preikestolen, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „ambona”.
Rozpoznajemy ją po błyskach fleszy na tle nieba gdyż turyści robią nam zdjęcia z wysokości 600 m , a my im z pokładu naszego jachtu. Ściany fiordu w tym miejscu są na tyle strome, że plany załogi o wspinaniu się na szczyt zostają zarzucone. Bezpieczna zatoka na „skrzyżowaniu” Hogsfjorden i Lysefjorden zapewnia nam komfortowy nocleg na kotwicy i kolejne sukcesy wędkarskie. W poczuciu osiągnięcia zamierzonego celu płyniemy do Stavanger, chociaż dosyć silny wiatr usiłuje nam przedłużyć zwiedzanie kolejnych zakamarków fiordu. Śródmiejska marina „Seiforening” zapewnia duży komfort postoju. Opłaty dokonuje się pisząc na kopercie czas pobytu i wrzucając ją z pieniędzmi do zawieszonej skrzyneczki. Żadnego zabierania dokumentów już w czasie cumowania , jak to ma miejsce w Chorwacji.
Do centrum Stavanger dostajemy się przez wysoki most . Warto się tam wybrać, bo jest to stolica przemysłu naftowego i nawet kształt budynku Muzeum Ropy Naftowej przypomina zbiorniki i wieże wiertnicze. Jest też w nim polski akcent w postaci modelu lampy Ignacego Łukasiewicza.
Po wizycie w muzeum można bezpośrednio z kutra kupić królewskie krewetki lub kraby. A jeżeli ktoś nie przepada za owocami morza, to w pobliskim sklepie spożywczym z dużą reklamą „Polskie Jedzenie” kiełbasa wiejska i kiszone ogórki stanowią konkretną alternatywę. W tym samym czasie w marinie stoczniowy serwis Delphi sprawnie przeprowadza przegląd jachtu . Żegnam się z bardzo sympatyczną załogą mojego pierwszego norweskiego etapu. Wiele załóg obiecywało mi dania z własnoręcznie złowionych ryb, a tym razem,wreszcie je po prostu jedliśmy – dziękuję Wam ! Nowa załoga przyjeżdża w sobotę wieczorem. Kilka osób podróżowało samolotem a reszta samochodem wypełnionym polskim prowiantem , dzięki czemu nie trzeba robić zbyt dużo zakupów w miejscowych dosyć drogich sklepach. Mamy do pokonania trasę STAVANGER – BERGEN.
Na początek „cofamy się” aby obejrzeć „ambonę”. Wiatr nam sprzyja i po całodziennym żeglowaniu pomiędzy wysepkami Hidlefjorden i Fognafjorden cumujemy przy pomoście malutkiej wysepki Rossoey leżącej tuż za południowym krańcem wyspy Fogn. Obok nas jeszcze tylko jeden jacht znalazł sobie bezpieczne miejsce na noc. Wysepka w czasie porannego spaceru oszałamia bujną roślinnością , licznymi kamiennymi murkami oraz śliczną kąpielową zatoczką.
Nasi norwescy sąsiedzi wracają pontonem z porannego połowu przywożąc zaplątanego w sieć niedużego rekina. Nasze duże zaciekawienie połowem powoduje , że w rezultacie dostajemy od nich tego rekina. Widok paszczy rekina w koi skutecznie wybudza ze snu, o czym przekonało się kilku naszych jeszcze śpiących kolegów. Natomiast wszyscy przekonaliśmy się, że mięso rekina po upieczeniu jest bardzo smaczne. Po południu pokonujemy następne mile i cumujemy przy głównej promenadzie w Haugesund .Mamy dokładnie taki sam widok na kolorowe budyneczki miasteczka, jaki jest zamieszczony na zdjęciu w locji. To kolejny port w którym widok dużego, o pięknej linii jachtu pod niezbyt znaną tam banderą, budzi duże zainteresowanie. Pojawia się pomysł aby wywiesić tablicę z odpowiedziami na najczęściej zadawane przez spacerujących po promenadzie pytania. Wiedziony taką samą ciekawością odwiedza nas młody Norweg z sąsiedniego jachtu. W podziękowaniu za typowo polską gościnność zaprasza nas do pobliskiego pubu, gdzie mamy okazję zobaczyć , że Norwegowie wcale nie są tacy „zimni” i potrafią się bawić nie gorzej niż Polacy. Jak zwykle czas nas goni więc ruszamy aby zagłębić się w Klosterfjorden.
Po wspaniałych widokach na okoliczne strome góry i złapaniu wielkiej flądry wieczorem znajdujemy dobry pomost w Saebovik.
Czujemy się jak w Kopenhadze , gdyż na pobliskiej plaży na kamieniu siedzi sobie śliczna syrenka – niestety metalowa. W kolejnym dniu docieramy do końca Maurangsfjorden i jest pomysł wycieczki z kampingu Sunndall na pobliski lodowiec.
Niestety, rzęsisty deszcz zniechęcił nawet najbardziej zagorzałych amatorów wyprawy i ograniczyliśmy się do kilku spojrzeń w kierunku lodowca podczas chwilowych przerw w opadach. Natomiast wracając fiordem, przerwa w deszczu była dłuższa i mogliśmy zobaczyć piękny wodospad, poprzednio ukryty za ścianą deszczu. Szybko płyniemy do miasteczka Os, gdzie wysiada część załogi śpieszącą się na samolot. W strugach deszczu docieramy do Bergen i cumujemy w pobliżu Gamle Museum. Drugi tygodniowy etap jest zakończony. Żegnam się z sympatyczną załogą i jednocześnie witam załogę trzeciego etapu. Tym razem trasa to BERGEN – BERGEN .
Jako główny cel obieramy sobie zwiedzanie najdłuższego, 210 – kilometrowego fiordu Norwegii – Sognefjorden. W niedzielę wypogadza się i ruszamy na północ. Jest tak ciepło ,że jeden z załogantów w czasie postoju na kotwicy decyduje się na kąpiel w fiordzie , za co dostaje gromkie brawa, szczególnie od piękniejszej połowy załogi. Wpływamy do Sognefjorden i urzeka nas niesamowity turkusowy kolor wody, na tle ciemnych gór w chmurach. I w takiej scenerii dopływamy do południowej odnogi Sognefjorden – Naeroyfjorden czyli Wąskiego Fiordu.
I rzeczywiście, strzeliste ściany fiordu raz po raz ozdobione na całej wysokości wodospadami, często zbliżają się do siebie i dopiero po dopłynięciu do takiej skalnej bramy widać następny fragment trasy. Właśnie taki obraz typowego fiordu większość z nas miała w swoich wyobrażeniach o Norwegii i może dlatego tak bardzo nam się on podoba. Fiord kończy się miasteczkiem Gudvangen w którym jesteśmy zaproszeni do zwiedzenia prawdziwej chaty wikingów. Mieszkańcy są ubrani, a nawet uzbrojeni tak jak ich przodkowie . Gdy wzrok przyzwyczaja się do półmroku, można w pełni obejrzeć wyposażenie chaty dawnych wojowników.
W rewanżu zapraszamy poznanych wikingów na jacht i teraz oni podobnie jak my wcześniej, zachwycają się naszym jachtem , jego urządzeniami oraz polskim piwem. Dostajemy również zaproszenie na coroczny Wiking Rock festiwal odbywający się właśnie w tym miejscu, ale nie chcemy robić konkurencji „wikingom” z Polski, którzy licznie przyjeżdżają tam od lat. Droga powrotna najczęściej jest mniej ciekawa, ale nie w przypadku Naeroeyfjorden.
Nisko wiszące chmury przemieściły się i odsłoniły zupełnie inne fragmenty skał i wodospadów. Znowu jest czym się zachwycać! Słuchając dobrej muzyki i z dobrą prędkością 9 węzłów wpływamy w północną odnogę Sognefjorden i docieramy do miejscowości o łatwej nazwie Mundal. Cała załoga rusza na wycieczkę podziwiać wielki lodowiec Jostedalsbreen w Parku Narodowym o tej samej nazwie. Po drodze oglądamy Muzeum Lodowcowe, niestety już zamknięte. Dwugodzinny marsz zostaje w pełni nagrodzony widokiem niesamowicie ukształtowanych wielkich zwałów niebieskawego lodu. Z dołu czoło lodowca wygląda bardzo ciekawie, ale i tak dwie osoby podejmują trud dalszej,trzygodzinnej wspinaczki , aby zachwycić się widokiem lodowej góry na wysokości 900 m.
Słychać tam charakterystyczne głuche trzaski pracującego lodu, co jeszcze potęguje i tak groźny nocny widok. Na śniadaniu gościmy właścicielkę prywatnego pomostu , przy którym się zatrzymaliśmy. Natomiast próba zakupu dorodnych jabłek w centrum miasteczka skończyła się niepowodzeniem, gdyż były to tylko rekwizyty do właśnie kręconego filmu. W zamian delektujemy się kawą i ciastem w miejscowej bibliotece. Całkiem możliwe, że „Jam Session” będzie można zobaczyć w kinach, gdyż niemiecka ekipa filmowa kręciła długie ujęcia naszego jachtu gdy opuszczaliśmy słoneczny Mundal.
Po takich widokach i wrażeniach wydawało się, że już niewiele nas może zaskoczyć w Norwegii, ale niesamowite piękno zatoczki na wyspie Myhamar powoduje, że zrzucamy ponton i z przyjemnością odkrywamy jej wszystkie urocze zakamarki. Ale Norwegia już zaczyna za nami płakać – do Bergen wracamy w ulewnym deszczu .Szukając miejsca w miejskiej marinie rozpoznaję z radością sylwetkę dobrze znanego mi wrocławskiego jachtu „Panorama”i cumujemy do ich burty po czym w miłej atmosferze wymieniamy się wrażeniami z rejsów.
Tak kończy się moja tegoroczna przygoda z Norwegią . Cieszę się z poznania nowego dla mnie akwenu pływania, który jest uważany za jeden z najtrudniejszych nawigacyjnie rejonów. Równie mocno cieszę się z uniknięcia spotkania z jeszcze nie odkrytymi podwodnymi skałami, gdyż i taka możliwość była opisana w locji Norwegii. Trzy tygodnie rejsu rozbudziły moje zainteresowanie Norwegią i chętnie wrócę tu przy najbliższej okazji.
Dziękuję Piotrowi z firmy „Punt” za możliwość poprowadzenie trzech etapów wyprawy dookoła Europy 2010 na jachcie „Jam Session” oraz wszystkim żeglarzom z którymi tam pływałem, a byli to : Marcin, Paweł, Piotr, Marek, Roman, Czarek, Rysiek , Sebastian, Rafał , Krzysiek , Adam , Grzegorz , Daniel , Mirek , Szymon , Mariola , Krzysiek , Lonek , Piotr , Ela i Ola. Dziękuję Wam i do zobaczenia na kolejnych wyprawach !
Podsumowanie : Termin – 12 czerwca – 03 lipca 2010 Ilość przepłyniętych mil – 818 Mm Ilość godzin pływania – 205 h w tym na żaglach 127 h.
Posty w kategorii
Chorwacja mniej oczywista. Kwietniowy rejs z Koper w Słowenii do Pirovac w Chorwacji
Nasz rejs odbył się w dniach 8-14 kwietnia 2024 r. na trasie Koper –... więcej »
zobacz więcejChorwacja Uvala Soline „Kiss” – Polecam!
Jest takie miejsce w Chorwacji, do którego niezmiennie wracamy. I to za sprawą oliwy... więcej »
zobacz więcejThe Tall Ships Races 2013
5.07.2013 Wszystko zaczęło się 5 lipca, chwilę po 15:00 wyruszyłam w kolejną podróż- kierunek:... więcej »
zobacz więcej