Skontaktuj się z nami tel. +48 22 446 83 80

Rejs na Bornholm

Brałem kiedyś udział w rejsie na Bornholm, dość oddaloną od Danii (135 km na wschód od najbliższego odcinka wybrzeża duńskiego) wyspę w południowo-zachodniej części Bałtyku. Mały skrawek lądu (38 km na 28 km). Znajduje się 100 km na północ od wybrzeży polskich i 37 km na południe od wybrzeży szwedzkich. Ma urozmaicony krajobraz, rzeki (najdłuższa ma 22 km), jeziora, spore wzniesienie (162 m n.p.m.), klify dochodzące do 80 metrów, piękne miasteczka. Ma jeszcze coś szczególnego. W odległości 18 km na północny wschód od Bornholmu znajduje się miniaturowy archipelag Ertholmene, nazywany Wyspami Groszkowymi, w skład którego wchodzi 6 wysepek. Największa z nich to Christiansø. Mniejsza to Frederiksø. Te są zamieszkałe (100 mieszkańców) i połączone 30-metrowym mostem zwodzonym, przerzuconym przez cieśninę, która stanowi zarazem port. Dawny fort, należący obecnie do Ministerstwa Obrony Danii. Bajecznie. Koszary z czasów wojen napoleońskich. Armaty. Domeczki. Wspaniała roślinność. Wykute w skale jeziorka do łapania słodkiej wody z deszczu. Świat jak z baśni i nic dziwnego, że w niedużym porcie rybackim cumują często jachty z różnych stron świata.

Byłem tam dwa razy. Raz z Gdyni, drugim razem flagowy „okręt” Puntu wyruszył z Kołobrzegu, gdzie go wiatr zapędził. Pierwsza podróż obfitowała w spore fale i umiarkowany wiatr. Gdy po pierwszym dniu żeglowania docieraliśmy wczesnym rankiem do Łeby, coś sternikowi morskiemu (czyli mnie) błyskało. Okazało się, że to prawdziwa burza z dalekiego cumulonimbusa (rodzaj chmury) jak z obrazka, choć żaden dźwięk z potężnych błyskawic nie docierał. Huk był za to w następnych dniach, gdy przód jachtu spadał z wierzchołków fal. Dźwięk miarowy, jednostajny i potężny.

Załoga szybko się zgrała mimo sporych różnic wieku (od 17 lat do ponad 50), no i płci. Wymagający skiper (Maciek, zwany Kudłaczem albo Kapitanem Korbą) przestał po jakimś czasie wywijać korbą nad głową, strasząc nas handszpakowymi karami (korba zastępuje obecnie dawne handszpaki) za brak żeglarskich umiejętności. I nie miało na to wpływu stałe wypatrywanie przez załogę pewnych ryb (dla rzucenia kapitana rekinom potrzeba ich co najmniej dwóch). Nie pojawiły się. Jak byśmy wrzucali prawie dwumetrowego Ślązaka, trochę Irlandczyka, słusznej postury? Ale zwykliśmy mówić: „Damy radę”. Niespodzianki: dziewczyny znają szanty, a kapitan świetnie gotuje. Opłynęliśmy Bornholm od północy, zwiedzając co się da i lądując w końcu w Świnoujściu. Tam opuścił nas stary i zjawił się nowy skiper. W jeden wieczór sporo dowiedzieliśmy się o budowie jachtów, bo starego regatowca, zakochanego w morzu inżyniera lądownictwa, zastąpił Bartek, student budowy okrętów jednej z politechnik.

Druga podróż – kilka miesięcy później – miała się rozpocząć właśnie stamtąd. Mały, ale luksusowy autokar przywiózł poprzednią załogę do Świnoujścia. Armator nie tylko wykosztował się na przewozy, lecz i na szybką wymianę żagla. Sztorm nieco zniszczył grot (większy z żagli). Jacht w porcie był jak na sporych pływach (zmiany wysokości wody) – raz wyżej raz niżej. Po dwóch dniach postoju wyruszyliśmy pod dowództwem Mateusza (zimą student wydziału nawigacji wyższej szkoły morskiej). Bornholm tym razem opłynęliśmy od południa.

Jesień. Wiele ptaków przelatuje nad Bałtykiem. Niektóre – wielkości chyba kolibra – przysiadują na łódce i pozwalają dotykać palcem swoich dzióbków. Są bardzo zmęczone. Ale … nadlatuje coś ogromnego i w ostatniej chwili wzbija się w górę. Jeden z załogantów jest amatorem-ornitologiem o wąskiej specjalizacji, która akurat okazuje się bardzo przydatna. To śnieżna sowa (prawie dwa metry w skrzydłach – całkiem sporo z odległości kilku metrów). Rzadki ptak u polskich wybrzeży. Czy tak wyglądała grecka Atena? Statek wpływa w mgłę. Cisza. Dobra widoczność na 50 metrów a dalej w każdą stronę przesuwające się chmury, białe jak mleko. Atmosfera jak z „Długich łodzi wikingów”. Dzwonu jednak nie ma i po kilku godzinach mgła znika. Dopływamy na Hel a później do Gdyni. W porcie burta w burtę spotkanie załóg. Na drugiej jednostce skiperem jest Jarek. Znam go z dawnego spotkania floty Puntu (wówczas całą flotę stanowiły rejsowy „Punt” i szkoleniowa „Kalispera”) na bajkowych wyspach. Ranek. Szkoda, że to już koniec wiatru i wody. To był ostatni rejs w sezonie.

Wojtek, zwany Admirałem (chociaż tylko st.j. + LRC)

Rejs na Bornholm

 

 

Posty w kategorii

Chorwacja Sukosan

Jak zostałem „ADMIRAŁEM” – rejs w Chorwacji

Po raz kolejny wyczarterowałem poprzez PUNT tym razem pięć jachtów w Sukosanie od Adriatyk Charter,były... więcej »

zobacz więcej
ości ryba kolacja

Wiosenny rejs po Zatoce Sarońskiej

Wiosenny rejs po Zatoce Sarońskiej rozpoczynamy w Atenach w Marinie Kalamaki. Kto pojawia się... więcej »

zobacz więcej
Grecja rejs po Zatoce Sarońskiej

Jejku, jejku mówię Wam jaki rejs za sobą mam…

…czyli reportaż z rejsu rodzinnego po M. Jońskim, Grecja – lipiec '2001 Dżdżysto i... więcej »

zobacz więcej

Punt

Stryjeńskich 15A lok 5 (1 piętro)

02-791 Warszawa

tel. +48 22 446 83 80

fax +48 22 894 00 42

 

info(@)punt.pl

MENU